Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poruszyła. Nie zdawały się też wcale rachować na nią wiele i chcieć ją wyzyskiwać.
Naturalność i uprzejmość, z jaką przyjęto ich, hrabinie Maryi uczyniły te odwiedziny przyjemnemi. Dwie matki uczyniły dla siebie sympatyą, hr. August bez przymusu i swobodnie rozpoczął rozmowę z Niną i po wymianie kilku myśli mógł już ocenić jej wykształcenie a nadewszystko brak wszelkiej zalotności i powagę w młodej panience rzadką, wcale jej nie odejmującą wdzięku.
Odwiedziny może byłyby dla pani Szamotulskiej miłe jeszcze, gdyby ich nie zatruła ta myśl, że hrabina i syn jej w istocie przybyli obejrzeć dwór, miejscowość... ogród — wszystko to co prawdopodobnie wkrótce miało przejść na ich własność. Myśl ta zasępiła trochę czoło gospodyni...
Chcąc coś pewniejszego dowiedzieć się od hr. Augusta, zagadnęła go wkrótce o to, jak mu się Szelchów podobał.
— Majętność jest piękna, odparł hrabia — ale zdaje mi się, że pani nie powinnaś się jej pozbywać.
— Muszę — rzekła Szamotulska z westchnieniem.
— Ja właśnie, choć przeciw własnemu interesowi, rzekł hrabia, chciałbym panią przekonać, że bez tego heroicznego środka obejść się można.
Wdowa zarumieniła się nieco.
— O tem, jeśli pani pozwolisz, pomówimy innym razem, zakończył hrabia. Proszę tylko nie starać się o nabywcę, uważać tę rzecz jak za skończoną ze mną, w każdym razie, a ja przekonam, zdaje mi się, panią,