Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




SORDESCUNT DIVI.
Arnobius.

W ganku dworu starego, otoczonego wyniosłemi lipami, przed którym trawnik zielony szeroko się rozlegał — na ławce, z robótką w ręku, którą złożyła na kolanach, zamyśliwszy się — siedziała nie młoda pani.
Odblask słońca zachodzącego oświecał łagodnie twarz jej pięknych niegdyś rysów, dziś zwiędłą, zbladłą, ale wyrazu łagodnego, który, choć smutnym był, mówił o tem, że w duszy chrześciańska rezygnacya błogi pokój przyniosła.
Z rękami założonemi patrzała ku drodze, która wiodła ku dworowi, wysadzana brzozami, wierzbami i topolami na przemiany.
Dwór i co go otaczało miało ten wyraz dostatku, który ład i praca daje. Nic tu pańskiego nie było, nic wielką znamionującego zamożność — ale wszędzie widniał porządek i ten dobry smak, który nie potrzebuje środków zbytkowych, aby się objawić.