Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt się aksyomatowi temu nie myślał sprzeciwiać.
— Otóż — ciągnął Edzio — w rodzinie ich energia i upór niepospolity są dziedziczne. Pokierować nim, przewiduję, będzie nadzwyczaj trudno — komukolwiekbądź. Il en font toujours á leur tête!
Z towarzystwa nikt się już jakoś odzywać nie miał ochoty. Na wszystkich twarzach widać było znużenie a prawie nadąsanie na księcia, iż po obiedzie wprowadził rozmowę na tak transcendentalne tory.
Dla tych ludzi, których myśl nawykła była kręcić się w kółku banalnem powszednich plotek i niesmacznych żarcików — zadanie już było wielce skomplikowane.
W sposób sobie właściwy rozwiązał je hr. Zenio.
— Trzeba będzie pokierować nim — rzekł. — Najłatwiejsza rzecz w świecie, tylko się trzymaj mądrości ludów, która powiada: gdzie djabeł nie może, babę posłać musi.
Szerokim śmiechem powitano ten niby dowcip, w nadziei może, iż zwrot ten ku niewiastom, po polsku rozmowę da dokończyć paplaniną... tłustą.
Książę, który z pewnych powodów chciał być dobrze z Zeniem, pochwalił go, szepnąwszy.
C’est très fin.
— Prosta rzecz — wtrącił uradowany powodzeniem i pochwałą z takich ust Zenio — niech się tylko panie nasze wezmą do niego... I dobrze, wcale dobrzeby było go tu zatrzymać, ożenić, a mieć naszym... Powaga imienia a jeszcze takiego imienia! Ba! ba! ba!