Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

imieniny, ni obchód wygranego zakładu, ani oblewanie niedoszłego pojedynku, ale wprost sobie przyjacielski obiadek z pogadanką.
Wszyscy ci panowie, których tu szczęśliwy traf sprowadził, liczyli się do mieszkańców wsi, mieli swoje rezydencye, pełnili honorowe funkcye wiejskich gospodarzy.
Mówię honorowe, gdyż wszyscy o gospodarstwach swych mówić umieli doskonale, chwalili się niemi chętnie, lecz żeby który z nich istotnie gospodarzem był, o to nikt ich nie posądzał.
Wszyscy byli nawykli do tego łatwego życia naszego, pozostałego z dawnych czasów, składającego się z przerozmaitego zabijania czasu i tracenia pieniędzy. Kiedy niekiedy patryotyczna ofiara dziesiątej cząstki tego, co się w kilka miesięcy w karty przegrywa, przyjęcie jakiej prezydencyi lub członkostwa w komitecie, starczyło na utrzymanie reputacyi obywatelstwa i ofiarności.
W ciągu roku i tak było dosyć do czynienia, począwszy od mozolnego i kosztownego karnawału do wycieczki na jakieś morskie wybrzeże, wyścigi itp.
W tych żywotach pańskich a próżniaczych kilka błyskotek zasłaniała czczość i próżnia. Podpierano czasem kościół, walczono przeciw szerzącemu się radykalizmowi, możnaż było więcej wymagać?
Każdy, któremu zdawało się, że wziął na barki te dwa wielkie zadania społeczne — mógł i miał prawo od innych obowiązków się uwalniać. Bezkarnie sobie też pozwalał więcej niż inni, wiedząc, że mu to przebaczonem być musi. Było nawet wcale dobrą rachubą zapisać się w szeregi konserwatyzmu, aby