Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wybierając się z niemi do Warszawy, namyślał się jeszcze jak począć. Kilka już razy wpadał na przekonanie, że lepiéjby może cierpliwie czekać śmierci Starosty i jego żony, a dopiéro wówczas jako spadkobierca, o poczynione przez Starostę zapisy się upomnieć.
Zwolna więc rachując, jak korzystniéj było postąpić, walczył sam z sobą niewiedząc na co się odważyć. Starościnę mógł pogniewać, dowodząc jéj pokrewieństwa, rozgniewana, mogła mu i rządztwo w Żalicach odebrać i zapisy swoje na kogo innego przelać. — Z drugiéj strony, nic nie tracił na oczekiwaniu, majątkiem rządził sam, powoli się z niego żywił, a cichaczem mógł za gotówkę kupować przyległe wioski.
Przychodził mu czasem na myśl brat, którego tak dziwnym trafem w drodze spotkał, ale myślał sobie, że biédny rzemieślnik, powędrował, gdzieś daleko i nie powróci zapewne, a przynajmniéj nie stanie mu na przeszkodzie.
W jednéj ze swych myśliwskich wycieczek, Janek spotkał Anusię, i chciwy młodości, za którą więcéj, niż za wdziękiem się upędzał, widząc w niéj połączoną, i piękność i lata pożądane, począł się za nią uganiać. Ale dzikie dziéwcze, nierozumiejące niebezpieczeństwa, tylko instyktowie wstręt jakiś mając do napastnika, niełatwe było do schwytania. Spotkać je nawet codzień było trudniéj, a za spotkaném gonić prawie niepodobna. Janek słowa na dziewczynie wymódz nie potrafił, i próżno szukając zręczności, poznania się bliższego, we zwykłych śledził jéj ścieszkach. Nikt nad nią lepiéj nie znał wszystkich zakątków, zarośli, prześladków, przesmyków i ścieżek w okolicy; od czasu, jak postrzegła, że Janek jéj szukał, poczęła chodzić, takiemi niedostępnemi drożynami, że ona tylko i kozy, wdrapać się tam mogły. Widział ją zdaleka nieraz, a usiłując