Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pamięć zasięgnie i owszem mój chłopcze — z serca. Siądźcie no tylko spokojnie i dajcie mi myśli pozbiérać, bo to się na starość jak przerwany różaniec porozlatywało; a słuchajcie uważnie co wam powiém. Może się wam to na co przyda. — Stary Lutyński, waszecin dziad, taką rzeczą mieszkał w Wólce, gdzie teraz Malinowski, ale w starym dworku, za wałami którego teraz ani śladu. Zwali go wszyscy Szaloną pałką, bo téż taki był: dobry człowieczysko, ale zawadyja jakich już teraz nie widać. Bywało, gdy śpi, to przez sen klnie — Zje sto djabłów z ogonami, a szabla mu u wezgłowia leży. Rębacz był zawołany na całe Krakowskie, ba i na Sandomierskie, i taki więcéj z szabli niż z kawałka ziemi w Wólce się utrzymywał. A prowadził życie osobliwsze.
Znano go okolicznie na mil kilkadziesiąt, to bywało jak tylko taka sprawa, że w dłoń plunąwszy trzeba w szabelki zagrać, Lutyńskiego wzywają, a z nim jego ślachtę, co mu służyła na podziw choć w ogień, choć w wodę. Wszystkie partje sejmikowe starały się miéć z sobą Lutyńskiego, bo z kim on był — wygrał. Pokręciwszy wąsa i klnąwszy po swojemu, jak począł krzyżową sztukę, to i adwersarzy poprzepędzał, i łby popłatał, i na swojém postawił. Miał się téż z tego dobrze i wysoko podgoloną głowę nosił, a w kaszę mu nikt nie napluł. Bywało w domu choć gospodarstwo po djable idzie, dostatek zawsze i grosz w kieszeni. Tylko licho wié jak, co się przyzbiérało łatwo, jakoś wyciekało niewiedziéć jak i gdzie, choć był skąpy, że nigdy nic zebrać nie mógł. Owdowiał wcześnie i pozostały mu się dwie córki, Elżusia bardzo piękna dzieweczka, i Tekla, która także była niczego. Ale to się chowało same pod piecem, a bez matki, to téż i niewielki los zrobiły, zwłaszcza druga. W Elżusi pokochał się Jan