Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto wie na co się to przydać może? mówił sobie Janek — a zawsze taki choć nie tak się tu znudzę!
Gdy Dracz wymykał się jednemi drzwiami, sprytny Janek wciskał się drugiemi, by potém w chwilę dognać go w polu jakby już z pola powracał. Przywykłéj do srogiego męża, do niewoli i milczenia Ewie miło było spójrzeć w twarz przyjazną, pocichu kilka słówek przemówić do uśmiechającego się chłopaka, a choć truchlała na samą myśl, że ich kiedyś pan mąż zejść może na rozhoworze; bojaźń dodawała wartości kradzionym chwilkóm szczęścia.
Janek nie myślał wcale pokochać Ewy, bo kochać nie mógł nikogo, ale bawił się i radował. Ona zbyt była religijnie wychowana żeby zdradzić męża pozwoliła sobie, widziała w tém niewinną a miłą rozrywkę, która że ją trochę daleko zaprowadzić mogła, domyślała się czasem, ale prędko myśl tę odpychała.
Tak płynął czas w Żalicach i roczek za roczkiem ściślejsze stosunki wiązały Ewę z Jankiem, a tymczasem gromadziły się w papierach dowody grabieztwa i niewierności Rządzcy przeznaczone do rąk Starościnéj. Już chwila stanowcza posłania ich przychodziła, gdy nagle jednéj nocy Dracz apoplexją tknięty, spadłszy z łóżka — Jezus Marja tylko krzyknąwszy, ducha wyzionął.
Ewa opłakała go jak gdyby był dla niéj aniołem i po śmierci dopiero poczęła w nim wielkie odkrywać cnoty. Janek, który już miał wysłać swój raport do Warszawy, przekonawszy się, że grabieże pana Dracza, spadają na wdowę, a wdowa może spaść na niego; wstrzymał swoje doniesienie. Tymczasem zaś objął rządy majątku napisawszy tylko do Starościnéj błagalny list, aby mu choć na próbę mimo niedoświadczenia jego i młodości powierzono miejsce zmarłego.