Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kanarków czuła para nosiła wodę wiaderkiem. Przy piecu spoczywał kot czarny Sybirski; w kącie stał na girydoniku odwiecznym serwis fajansowéj porcellany, opylony i brudny, w którego filiżankach leżały nasiona, suche cytryny i połamane rączki; u pułapu dla większéj ozdoby wisiał pająk z opłatków różnofarbnych sklejony, który się kręcił za każdém poruszeniem powietrza, z niewymównym wdziękiem. Jeszcze daléj w samym kącie stał zégar spowity w drewniane pieluszki z kukawką, a na nim krédą naznaczone były dni tygodnia, surrogat kalendarza bardzo zaspokajający.
Panienka, jakem już mówił, mogła miéć więcéj trochę nad lat dwadzieścia, była brunetka, (rzadkie są stare panny blondynki) nosek miała malupacieńki (wyraz litewski), usta wysznurowane, jak gdyby lękała się niémi zbyt wiele wciągnąć powietrza, oczy duże, czarne, okropne, zapalczywe, fatalne oczy, o których tyle poezij napisano; nad niémi brwi jak dwa łuki, jeszcze wyżéj stał ogromny warkocz włosów, ułożony z wdziękiem i ozdobny różą, która wyglądała z niego, jak gdyby rosła immediate z wazonu. Panienka miała na sobie szlafroczek biały, arcy