Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęściem nie było na odpowiedź czasu, mówiła dalej.
Wiesz zapewne od Wrzoska, żem była jedynem, ukochanem mych drogich rodziców dziecięciem. Tu spojrzała w stronę, gdzie wisiały portrety i teraz dopiero postrzegłem, że ich już na ścianach nie było. Dzieciństwo moje wspominam ze łzami. Jedyna to chwila w mem życiu szczęśliwa. Nie było marzenia, którego matka i ojciec urzeczywistnieć dla mnie nie chcieli. Miałam czegom zapragnęła, robiłam co chciałam. Przyszłość opisywano mi rajską, to mnie zgubiło. Nigdym nie słyszała o obowiązkach i cierpieniu, zawsze o roskoszach życia. Nie domyślałam się rzeczywistości. Tak dorosłam, noszona na ręku, wykołysana pieszczotami, rozmarzona i upojona życia początkiem.
Ciotka dawała mi książki, które sama czytała bez wyboru, czytałam wcześnie i wiele, ale pocóż przypisywać książkom, co nie one rozwijają? W książce to tylko znaleźć może człowiek, powiedział jenjalny pisarz francuzki, co ma w sobie. Każdy czyta i korzysta po swojemu, i mnie wyegzaltowały książki dla tego tylko, żem musiała tem lub owem przejść do stanu duszy, który był dla mnie koniecznością... Miłość, czarodziejskie tajemnicze słowo, we snach i na jawie kołatało do mojego serca. Pragnęłam poznać co to jest i szukałam do koła kogo kochać. Ale w pierwszej chwili, jam sobie stworzyła ideał kochanka i miłości. Posłuchaj! Miłość jakąm ją sobie wyobrażała, była namiętnością heroiczną, przywiązaniem bez granic, bez pamięci, w którem zniknąć miały wszystkie obowiązki dawniejsze. Wyobraziłam ją sobie szałem szlachetnym, szałem Platońskim, ogniem palącym dwoje serc, łączącym w jednym płomieniu dwie istoty... na wieki. Miłość moja nieziemską