Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiliśmy o kobietach, wymówiłem z czułością imię matki.
— Pan masz matkę! — zawołała z jakąś niespokojnością. — O! jakże mu tego zazdroszczę, ja mojej nie znałam.
I posmutniawszy, nagle oddaliła się odemnie.





2. Maja.

Przecież istnym przypadkiem dowiedziałem się coś o niej! Ale to fałsze zapewne, to są fałsze! Ja temu nie wierzę. Feliks Tarsza widział mnie z nią rozmawiającego, i szydersko u bramy ogrodu powitał.
— Winszuję ci znajomości!
— Z kim?
— Z panią jenerałową.
— Z jaką?
— Przecież nie udawaj; bom cię widział z nią długo coś rozprawiającego na ławce; a w ręku trzymałeś poufale jej rękawiczkę... Zda mi się, że to są niezbite dowody znajomości.
— Tak dalece znajomość moja dziwna i nie bliska wcale, że ci słowo daję, iż nazwiska jej pierwszy raz od ciebie się dowiedziałem.
— Niech temu wierzy kto chce.
— Feliksie, dałem słowo, a słowu memu potrzeba wierzyć.
— Więc ci wierzę.
— Powiedz mi, znasz ty ją?
— Nie.
— Wiesz o niej?