Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

naj przeprawiać; naprzód pan hetman wielki, potem reszta. Tegoż dnia i dwór i my obozowaliśmy, popasawszy na jednej z wysp, na drugim brzegu Dunaju; ale tuśmy czekali przez 7 i 8 septembris, ażby się wojsko całe przeprawiło, za którem zaraz elektor bawarski ze swymi nadążał.
Za Dunajem poczęły się góry przykre, a drogi nieznajome, gdzieby nas do nogi wybito, rozwleczonych, porozsypywanych, gdyby krztę rozumu byli mieli Jurkowie, a nie ufali tyle w swego proroka. Ale prawdzi się też przysłowie stare, że „kogo Bóg zgubić chce — zaślepia“.
Wojska ciągnęły wąwozami niemal aż pod sam Wiedeń, nie spotykając nigdzie niewiernych; parę razy najrzeli ciurów ich pasących spokojnie woły, ale tałałajstwo to, nie dobywszy nawet szabli, uciekało precz. Dziwniejsza rzecz, że, gdy szły piechoty nasze, które Denhoff prowadził, wpadli w jednym jarze na garść Tatarów, w ciemnej dolinie, zewsząd opasanej górami. Myśleli, że się bić będą i stało się poruszenie między ludźmi; ale starszy, co ich prowadził, podjechał do Denhoffa, nie dobywając z pochew oręża, ani się biorąc do łuku, i pyta go łamanym językiem, jacy to ludzie, których prowadzi? Ten mu wręcz odpowiada, że należą do wojska, któremu sam król jegomość dowodzi. A Tatar w śmiech, machnąwszy ręką, i woła:
— Myślicie, że nie wiemy, iż was garść tam przyciągnęła z Lubomirskim w pomoc Niemcom, — i tyle wszystkiego.
Zabrał się tedy, nie poczynając ani myśląc bić się, do odwrotu powoli; nasi też go nie napastowali, poczęści ze zdumienia samego, a potrosze