Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mencie, kiedy się z nami łączył hetman polny, który był inną drogą pod górami ciągnął, dano znać, że książę lotaryński przybywa.
Spotkali się król z książęciem w polu, właśnie przed szeregami, jakby do boju wyciągnionemi. Prezentował się tego dnia monarcha nasz tak wspaniale i z takim majestatem, jakby się na tronie urodził. Zsiadł książę z konia o dwadzieścia kilka kroków, król, też mało poczekawszy, także, i powitali się bardzo uprzejmie, razem potem idąc do obozu, który dopiero się rozściełał. Z wielkiego rozgłosu około imienia tego księcia, nie mogłem się spodziewać, żeby tak mizernie wyglądał. Człeczek był niewielki, potrosze brzuchaty, twarz melancholiczna, ospowaty szpetnie, a koło niego tak, żebyś go wziął chyba za pisarka obozowego, gdybyś go spotkał na uboczu. Suknia prosta, odarta, kapelusz zmięty i bez pióropuszu, buty zabłocone. Był przy nim Talf, który w Polsce posłował odeń, i tu go niemało ludzi znało.
I koniowi, i panu napatrzyć się nasza dwornia nie mogła, bo, choć szkapę miał niezgorszą pod sobą, ale siodlisko wybite, wysiedziane, uzda prosta i prezentacji żadnej. Wszelako król go przyjął bardzo honeste, a choć dopiero się nasi zabierali coś prażyć, w mgnieniu oka i ogień był naniecony, i jedzenie gotowe, i wino dobyte. Nie mieliśmy się co wstydzić popasu, bo sobie dobrze panowie podjedli, a bodaj i podpili. Stałem-ci tam, patrząc na wszystko, i widziałem, że ks. lotaryńskiego hamował od kieliszka ten jego Talf, a przecie, gdy król dolewać kazał, dobrze sobie podchmielił wkońcu, i była taka wesołość z racji naszego zbliżenia się, taka otucha, tak się im na wi-