Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bów niezmiernych, jakie tam były nagromadzone, frasował się więcej obawą ich straty, niż upadkiem stolicy.
Tu już, gdy i królowa jejmość rozstała się z nami w Tarnowskich Górach, pośpieszaliśmy, a był wielki czas...
Trudno wyrazić, jak nas wszędzie przyjmowano, jaką znaleźliśmy gotowość, jakie żywności wszelkiej zapasy, jaką uprzejmość Ślązaków i zabiegi, aby nam na niczem nie zbywało. Wozy pod piechotę, owsy, chleby, słowem dostatek wszelki.
Odprosili się tylko Ślązacy od Litwinów, że im tam niestworzonych rzeczy nagadano na uciążliwy ich obyczaj w ciągnieniu. Jakoż, przez Węgry idąc i kraj za nieprzyjacielski uważając, niemało w istocie dokazywali. Składano to znowu na onego nieszczęsnego Tyszkiewicza, który część regimentów zbieranej drużyny prowadził i za głównym obozem podążał, na tego samego, którego strzelanie do Francuzów tyle narobiło hałasu, a co pono nie z jego naprawy wyszło, bo go pod on czas w Warszawie nie było. Tu już królowej nie znalazł, ażeby go obroniła.
Wracam do tego, jakeśmy szli dalej z pośpiechem wielkim.
Dnia 22 augusti król, odprawiwszy przodem piechoty, pono dlatego, że się tam nie było z czem popisywać, bo nieświetno wyglądała, jechał razem z komisarzami cesarskimi na wojska ukazanie, które było prawdziwie wspaniałe. Puszczono wprzódy ten głos, aby każdy wystąpił, jak tylko mógł najlepiej, żeby przed obcymi się nie wstydzić, i wypadło też, żeśmy się i sami sobie i oni