Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ścijańskich, z których radości wielkiej i męstwa nam przybyło.
Opisywać już nie będę, jakeśmy ostatnie dni do 15 augusti, to jest do Wniebowzięcia, przebyli, ciągle prawie będąc pobożni; jak nas tu żegnano, błogosławiono, otaczano. To tylko powiem, iż mimo wieści, które przychodziły o potędze tureckiej, mimo słusznej aprehensji, jaki mógł być skutek wyprawy, od wodza do ostatniego żołnierza, wszyscyśmy naówczas mieli to przekonanie pewne, iż zwyciężyć musimy. Skąd się brało owo bezpieczeństwo, nikt się nie tłumaczył, ale to pewna, że we wszystkich sercach mieszkało. One krocie pogan, o których mówiono, że niemi cale pola były okryte — nic się nam nie zdawały groźne.
W Będzinie, ruszywszy z Krakowa w dzień Wniebowzięcia, zastaliśmy oczekującego grafa Caraffę, od cesarza Leopolda wysłanego, który z bardzo kwaśną miną przybył, nie wierząc pewno, aby miał król wczas z odsieczą podążyć. Rozpowiadano tu, iż zastawszy markiza Darkena, który króla wyprzedził, obiadując z nim, gdy mu ten ręczył, iż Najjaś. Pan przybywa, odparł nieufnie, podając to w wątpliwość:
— Tak to mówią.
Aliści rozjaśniła się twarz Włochowi, gdyśmy nadążyli, a miał to szczęście, że z królem obiadował, szeroko rozpowiadając o nieszczęśliwem położeniu stolicy i radząc, jakby najlepiej Turków od niej odegnać. Nie byłem ja tam w czasie ich rozmów, ale potem sobie je powtarzano, iż zaklinał i modlił, aby król jegomość pośpieszał, jeśli na sromotne gruzy patrzeć nie chce. Cesarz też, uchodząc z Wiednia, a nie mogąc z sobą zabrać skar-