Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez ten czas dworu-m się uczył i dobrze mu przypatrywał. Poznałem też, że, z małemi wyjątkami, ludzie to byli, acz bardzo pokaźni, ale niewiele warci. Szczerości za grosz u nich nie dostał, a drwinek nie kupił.
Z królewiczem choć się spotykało, dla nas, małych ludzi, przystępny nie był; królowę się tylko zdala widywało. Pani urody snać była bardzo pięknej, a choć nie pierwszej młodości, jeszcze w niej pańską krew i pochodzenie królewskie łacno poznać było.
Nie powiem, jak złe języki utrzymywały, żeby król miał być zawojowany, bo w wielkich rzeczach wolę swoją miał, ale w małych ulegał dlatego, że ją nadzwyczaj kochał. Nie było w żadnym stanie tak czułego małżonka, jak był ten pan dla królowej Kazimiery, ani tak wylanego ojca.
Już podówczas dobrze podstarzały, niełatwo nawet konia dosiadał, ale, gdy raz na kulbakę ze stołka się dostał, to go z niej lada co nie zruszyło. Pobożny był bardzo, szczególniej do Św. Trójcy, w której dzień, co było najszczęśliwszego w jego życiu, zawsze mu się przytrafiało.
Do mnie od owego spotkania afekt powziął szczególny, tak, że mnie już do samej osoby swej wyznaczył, odebrawszy królewiczowi. Nie było tego dnia, żeby choć kilku słów nie przemówił, nie uśmiechnął się, nie wejrzał łaskawie. Postrzegłszy zarazem, żem nie był bardzo zamożny i że przed wyprawą wiele mi braknąć może, kazał dnia jednego do ogrodu za sobą iść, i tam pocichu, tak, żeby tego nikt nie widział i żeby zazdrosnych nie czynić, własną ręką swą dał mi sto talarów bitych czerwonemi złotemi: ażeby mnie zaś nie upaka-