Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

będzie więcej niemal, niżeli wojska całego; więc i dla ubogiego ludu po gościńcach i stacjach ciężar niezmierny, i wojsko nieobrotne, i po złych przeprawach w roztopy szkód i marnowania bez miary. Panowie oboźni i strażnicy niedosyć tego pilnują; drugi husarz, miasto trzech wozów, co je mieć powinien, a czego bardzo dość, choćbyś go z pachołkami liczył, często sześć za sobą wlecze z domu, a potem i dwóch nazad nie przyprowadzi, bo konie głodem, a wozy się na rozdrożach pomarnują.
Więcem też ja, choćbym się miał trochę po chudopacholsku na dworze pokazać — niechaj sądzą, jako chcą — nie wziął, ino jeden wóz i Grzesia, bo poczet i tak przy chorągwi miał pozostać, a zdałem go na dobrego przyjaciela, Przyłuskiego, żeby tę czeladź na oku miał. Około południa byliśmy w gotowości, i konie, i ludzie. Opatrzyłem od kopyta do ogona, od kola do dyszla, od podeszew do czapki każdą rzecz, i w Imię Boże wyruszyliśmy z Wólki, przeżegnawszy się i odmawiając: Sub Tuum praesidium.
Kiedym ino się obejrzał na ten mój kątek miły, co mi go Pan Bóg odniedawna dał, kiedym przypomniał, co mnie tu spotkało, począwszy od onej chwili, gdym na katafalk stryja przybył, a starościanki lice stanęło przede mną, gdyby żywe — nie ręczę, że się tam po wąsach perłowa łza nie potoczyła. Ale się z tej babskiej czułości musiałem otrząsnąć. Sit nomen Domini benedictum!
Droga szła mimo kościoła i plebanji. Niechby Bóg uchował, bym poczciwego księdza nie miał nawiedzić, pożegnać i prosić błogosławieństwa, tem bardziej, że się miało ku nieszporom, a był