Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miała zawsze, gdyby w klasztorze, tylko weselej, niż za klauzurą. Wszystko to brało się ze szlachty ubogiej, a na żony i gospodynie dla szlachty chowało. I co jedną wydała, a wesele jej sprawiła, ciągnęło zaraz kilka na to miejsce.
W zamku nikogo, tylko siwowłose starce, fraucymer ten osobliwy i ona, kapelan starowina i ochmistrzyni. Kiedy to tam do stołu siędzie wszystko, gdyby wianek z róż i lilij, podczaszyna jak królowa wygląda pośród tego dworu. Tak, nie mając swoich dzieci, przybrała sobie cudze, a opiekuje się niemi, jakby w istocie własne jej były, i, chociaż już zamąż powychodziły, o każdą swą wychowankę dowiaduje się, pomaga, obsyła. To też podczaszynę kochają wszyscy, a uboga szlachta porąbaćby się za nią dała. I nie znudzi się tam nikt w tym klasztorze jej: mimo rygoru takie wesele a ochota wszystkim z oczu patrzy; ano święte i pobożne wesele. W zapusty przystojna młodzież i skrzypki się znajdą, ale pod okiem dobrodziejki i skromnie; dom też niepusty zwykle, a biedny szlachcic, szukający skromnej i poczciwej towarzyszki, jak w dym goni do Sorokowa, do podczaszyny. Niemało ich też w okolicy, co się z temi podczaszankami pożenili (bo je tam wszyscy tak nazywają), a żaden nie żałował.
Tylkom z karego zsiadł, a z pyłu się otrząsł trochę, słyszę... aż tu na obiad dzwonią i białe gąski z małego dworu ciągną, a stary dworzanin, który w ganku stał, prosi mnie, że podczaszyna w sali czeka z barszczem. Skoczyłem tedy do ucałowania ręki staruszki, już tu wszystkich znajdując uszykowanych wedle stołu, samą panią w czarnym kwefie (bo tak całe życie chadzała),