Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mogło, chyba dobre. Wszedłem do izby, patrzę... a tu Jeremi, podczaszyny zaufany, człek poczciwy z kośćmi, prawa ręka w domu, który mnie też kochał zawsze. A jako mnie zobaczył, skłoniwszy się, powiada, że podczaszyna zaprasza na rozmowę i z obiadem czeka, abym zaraz pośpieszał i niedługo mieszkał, boby się pieczyste na rożnie wysuszyło. Uczęstowawszy jeszcze i uściskawszy posła, kazałem sobie podać karego podjezdka, bom siwego przeciw podróży oszczędzał; chciałem, aby się wystał i wypoczął. Mało co około ubioru poprawiwszy, puściłem się do Sorokowa.
Jeremi, że wózkiem jechał, wtyle pozostał, bom, drogi nie pilnując, miedzami się puścił, aby prędzej. Nierazem to ja sobie myślał, czy też gdzie na świecie trafi się tyle osobliwszych dworów i ludzi osobliwych, co tu, u nas. A wszystko to serce czyni, które jest wielkie, i fantazja, która jest niemała. Niechżeby mi kto pokazał taki wdowi dwór u obcych, jako był tej zacnej pani podczaszyny, albo tak osobliwe życie, jako jej było. Młodo zamąż poszedłszy, męża na wojnie, a sześcioro dzieci w kolebkach utraciła, sama jedna została na świecie, piękną jeszcze, młodą i bogatą. Ludzie dla niej głowy tracili: przecież sobie żywot prawdziwie wdowi obrała. Ubrawszy się w żałobę i odprawiwszy wszystkich ichmościów, poczęła po swej myśli życie prawdziwie święte.
Opatrznością też dla okolicy stała się podczaszyna. I oto już lat dwadzieścia naówczas było, od kiedy się ten porządek osobliwszy u niej zaprowadził, a trwał niewzruszony.
Nie było rodziny — stworzyła ją sobie jejmość; dwadzieścia panien szlacheckich na wychowaniu