Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oknu: sadzi na bułanym Zegrzda prosto do ganku... Pomyślałem w duchu: „Pan Bóg go tu wyraźnie zsyła!“ i przybyło mi serca dużo.
Florjan porywa mnie za rękę i woła:
— Dobywaj szabli, to się sprobujemy! Wypiszę ja waści komentarz na czole, co go będziesz miesiąc sylabizował!
— Ino nie tu — zawołałem. — Gośćmi dla mnie jesteście, a u mnie po staremu: nie biją gościa, ani łają. Chcecie się spróbować, nie od tegom, ale proszę za granicę!
— To podobno niedaleko, jak kijem cisnąć? — spytał, szydząc, Florjan.
— W istocie — rzeknę, — tyle, ile potrzeba, abyś waszmość parę Zdrowasiek odmówił na intencję tego sukcesu...
Wtem wpada Zegrzda; mało się na Florjana nie zwalił, z takim impetem szedł, już trochę rozmowy usłyszawszy, że się do szabel miało. Jemu w to graj, nie może być lepiej. Ci, jak go zobaczyli, ino po sobie zerknęli, ale mnie serca przybyło — i trzymam za słowo...
— Dobrześ mi tu spadł — wołam do Zegrzdy — biorę waszmości za świadka, iż mnie tu we własnym domu obrażono i zmuszono do szabli. Alem starego obyczaju pamiętny, gość mi święty; proszę na granicę! Zegrzdo kochany, będziesz mi przyjacielem?
— Będę z serca i duszy — rzekł.
Skinąłem na wyrostka, który tam poza drzwiami był:
— Dawaj szable!
Zegrzda, upatrzywszy stojącą flaszę na stole, poszedł się napić; ci już na koń siadali, ale