Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakżeś tam waszmość ze swej Wólki rad, czy nie?...
— Czemubym nie miał być rad? — rzekłem. Naprzód, że to dziadowska chata nasza; powtóre, że to mi, jak z nieba, spadło po stryju... a ot, jest za co ręce zaczepić.
Pan Florjan, wciąż chodząc po izbie i przypatrując się to tu, to owdzie po kątach z taką miną, jakby chciał szydzić, podśpiewywał.
— Ej, mospanie! — rzekł — niewielkież to włości odziedziczyłeś; wioszczyna mała, a jeszcze ją za nieboszczyka wyssali dobrze, ino kości zostały.
Tknęło mnie to do żywego, tem bardziej, że w domu własnym, gdzie się przecie i nie godziło przymawiać.
Rzeknę więc:
— Miłościwy panie a bracie, jak co komu... Nie myślę ja przed światem udawać tego, kim nie jestem: ubogim byłem, to mi i ten zagon miły. Szlachcicowi i tego dosyć, choć panuby mało; a na onych kościach, o których mówicie, może zczasem i mięso porośnie.
— Ale co to mi za folwark! — dodał pan Florjan — Maciek zarobił, Maciek zjadł, na dwa dni z wczorajszym...
Jeszczem się wstrzymywał, i rzeknę mu:
— Ha, no! Co komu Pan Bóg dał. Sit nomen Domini benedictum. Masz waszmość zapewne dobra większe, cieszże się niemi, a drugim do małego smaku nie psuj! Widywaliśmy też niejednego, co posiadał większe włości, niż wy, a poszedł z torbami; widywaliśmy i uboższych ode mnie, co do wielkich dóbr przychodzili.