Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lej dziury łatać, bo tu ich było więcej, niż wątku w tej nieszczęśliwej Wólce.
Że nas tam dwóch tylko było przy owem krześle, nikt historji trzosiku nie wiedział, bośmy o tem oba zamilczeli. Przemacał potem pan Jacek poduszki w siedzeniu i dobrze obrewidował je, ale już więcej nic się nie okazało. Znów tedy wstąpiło we mnie serce, żem się ochoczo wziął do gospodarstwa.
Ciężko mi szło w tej ruinie, a śpieszyć się też musiałem, jako tako urządzając, w pewnem przewidywaniu wojny z Turkiem; bo już była Rzeczpospolita pozwoliła na przymierze przeciwko niemu, i nieochybnie tego roku iść mieliśmy w ziemie cesarskie, które poganie plondrowali. Wszyscy się tego spodziewali, jam też ino czekał i wymawiać się nie myślałem cale, bo mi to mogło być dobrą okazją wysłużenia czegoś i pokazania się po kawalersku.
Tymczasem jednak, dłuższe uwolnienie otrzymawszy, wziąłem się z pomocą pana Jacka i za radą jego do roli, opatrzenia budynków i skupienia inwentarza. Ba, i nasienie jare kupić też musiałem: tak był śpichlerz wymieciony czysto; a sąsiedzi mnie, chudziny, nie pożałowali i dobrą wzięli cenę. Jeden pan Jacek, płać mu Boże, owsa dla koni pożyczył chętnem sercem, chociem go o to ani prosił.
Do sąsiadów, którzy nieboszczyka ze wszystkiego ogołocili pod pozorem przyjaźni dla niego, nie miałem ochoty jechać, ani znajomości robić, ale się znowu oprzeć niepodobna było tym, którzy przyjacielską dłoń wyciągali. A jak to człowieka zwykle nigdy ani jedna bieda nie spotka, ani jedno