Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i przyjął nas w sieniach, do izby nie prosząc, bo był na odjezdnem, ale z dobrą twarzą. Powiedział pan Jacek, o co nam chodzi i w jakim jesteśmy frasunku; on też, choćby z serca pomóc rad, nie był przy pieniądzach.
— Kawalerze mój — rzekł proboszcz — mały to frasunek. Pogrzeb przystojny będzie i bez grosza, toć mój obowiązek. Żyjemy z ołtarza, aleśmy też i ojcowie duchowni i bracia, więc się to po bratersku załata. A jeśli jegomości jakiemi dwustu złotyma wygodzić mogę, proszę je przyjąć na pierwsze potrzeby, to mi je oddacie.
Małom staruszka w rękę nie pocałował, coby też grzechem nie było, bo wielce poważny był i szanowny, a osoba duchowna. Wprowadził nas dopiero do izby, dobył talarami bitemi dwieście złotych i wyliczył zaraz. Chciałem siąść kwit pisać, ale nie dopuścił, i pod pozorem pośpiechu, bo konie stały zaprzężone u ganku, zwinął się, żegnając nas.
Duch wtedy w nas wstąpił, i powróciliśmy do Wólki nazad, myśleć około pogrzebu. Odprawił się przystojnie, bez zbytniej okazałości, ale też z wystawą nie ostatnią, a mało kto nań przybył, krom nas i ubóstwa. Z tych przyjaciół serdecznych, co to z Wólki nie wychodzili całe miesiące, nie było ani jednego.
Dopieroż, gdy się zadość uczyniło zmarłemu, poszliśmy z panem Jackiem spisać inwentarz i opatrzyć pozostałości. Nie było wiele roboty: tak czysto chodzili inni około zapasów wszelkich.
Przecież nie mogli wynieść doszczętu, i coś tam gdzieś się w kącie przyzostało. W izbie, w której nieboszczyk zwykł był siedzieć, gdzie i umarł nie