Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Myśmy zaraz, do Surowina przybywszy, o sobie dobrze myśleć musieli, jak w czas wojenny. Postawiono straże przy smolnych stosikach po trakcie, z rozkazem zapalenia, gdyby co niebezpiecznego ujrzeli; na grobli czaty, po wsi czaty; ufortyfikowano bramę, podpiłowano most; Grabowski do siebie posłał po śmigownicę, którą miał w skarbcu; broń była ponabijana, ludzie gotowi.
Około południa przybył Grześ z prowjantami, bronią, amunicją i jeszcze kilku szlachty, a na wieczór jużeśmy byli tak spokojni, że mogliśmy gości naszych przyjąć i trochę weselej a śmielej na świat spojrzeć. Aleśmy się mieli na baczności.
Do północy gwarzyliśmy u kominów. Ja tylkom klęczał przed Helusią, całując jej ręce i prosząc, aby mi tego za złe nie miała; alem tak statecznej i mężnej niewiasty, jak ona, nie widział. Raz odszedłszy od ołtarza, nie okazała więcej ani strachu po sobie, ani niepewności.
— Jeśli nas zabić zechcą, to razem umrzemy — mówiła do mnie.
Z północy, żeśmy wszyscy straszliwie byli znużeni, każdy jak stał, tak, gdzieś przyparłszy się do kąta, drzemał. Ognie poprzygasały.
O świcie czuje, budzi mnie ktoś i szepce do ucha. Otwieram oczy — Grześ przy mnie i mówi: „Niech-no pan wstaje!“
Wyszedłem na palcach do pierwszej izby, i już mi nie potrzeba było tłumaczyć, poco obudzono. Patrzę, aż dwa moje stosy łuczywa płoną... Targnąłem Grabowskiego i Zegrzdę; wstaliśmy cicho do ludzi, i w pół godziny było wszystko w pogotowiu.
Posłałem Grzesia do wsi na wzwiady na pod-