Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi trzy tygodnie jeździć od komina do komina, a pić i wczasu zażywać, choć do domu korciło.
Tu mnie gwałtownie nacisnęli, żeby koniecznie u nich się żenić z powinowatą. Wynaleźli zaraz, nic mi nie mówiąc nawet, pannę skarbnikównę Teklę Zarzycką, która była jedynaczką u ojca i dziedziczyła po nim ślicznych parę wsi, a gospodarstwo zasobne. Panna też była miła bardzo, postawna, młoda, rezolutna i dosyć dobrem okiem na mnie patrzała; alem im zaraz oświadczył, żem zaręczony i do grobowej deski nie złamię wiary Helusi, czego mi za złe nie wzięli, ale stękali bardzo, że się nie udało, bo i Zarzycki był za tem, a stary potrzebował wyręczenia i zięcia mu się nagwałt chciało, żeby gospodarstwo nie podupadło.
Przeprowadzili mnie Mroczkowie i inni powinowaci mil sześć na gościniec, gdzieśmy jeszcze we dworze u znajomych trzy dni zapustowali ochoczo; poczem już do domu pilno mi było, bom dawno wiadomości nie miał.
Wprost zajechałem do pana Jacka. Tu, pod moją niebytność, bieda zawitała niemała. Odprowadzając gości na ganek po wieczerzy w wielkie zimno, tknięty był nieborak paraliżem. Zastałem go w łóżku; mowę miał ciężką, jedną rękę i nogę odjętą. Odesłałem wóz do domu, a samem przy nim został, boć go należało pilnować. Zarazem spostrzegł po twarzy i minie, że źle koło starego musi być. Była już i bratowa, i synowiec, i staranie wszelkie; ale nanic się to nie przydało.
Dawał mu cyrulik raz wraz na transpirację i nie wiem, czy nie zaszkodził gwałtownemi lekarstwami, bo z tego przyszło, że go apopleksja raziła i do drugiego dnia nie żył.