Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go spełzła na niczem, bo się ów ożenił z Ossolińską. Teraz miano na widoku, jak się okazywało, jakiegoś Kossakowskiego, który ofiarował się kwitować z posagu, a oprawę zapisać na majętnościach. Obiecywał też panom braciom złote góry, bo był stary kobieciarz i młodej żony mu się chciało, choć sam przeszło lat sześćdziesiąt liczył i dwa razy owdowiał, ale bezdzietny. Bardzo im było na rękę sumę posagową chwycić, zwłaszcza, że się nadtracili znacznie i coś tam kręto było około nich.
— Cierpliwości — mówiła podczaszyna — a wytrwania: resztę da Pan Bóg!
Uradowała się też z tego, gdyśmy jej powiedzieli, jak mnie Bóg pobłogosławił w tej wyprawie, i że mogłem Ryżawkę kupić, a może jeszcze co do niej.
Nazajutrz pojechałem do proboszcza, nie zapominając z jakiem sercem obcego mnie tu przyjął, gdym po śmierci stryja na objęcie Wólki bez grosza przy duszy przybył. Starowina znów rozpowiadać kazał, a nie było temu końca.
Pan Jacek, nie tracąc czasu, sam do Ryżawskich pojechał, lecz wrócił z niczem, bo cenę mu zaśpiewali okrutną, i jeszcze rok sobie wymawiali trzymania wioski. Ale w kilka dni przybył do mnie młodszy Ryżawski i sam zaczepił. Powiedziałem, że nie dam, ino to, co im ofiarowałem, i natychmiast posesję obejmować muszę.
Z tem odjechał. Aż wkrótce — jakoś dni parę minęło — przybywa Jacek poczciwy, i, na progu ściskając mnie, winszuje, jako dziedzicowi Ryżawki, Pląsek i Surowina (szło to wszystko troje razem).