Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chciał, pokarany zostałem od Boga tem, żem się sam nie po szlachecku ożenić musiał. Otóż, przychodzę ci to powiedzieć, że, jeśli Helusia trwa przy swym zamiarze, a ty masz serce ku niej, ja wam nietylko stawić przeszkody nie myślę, ale pomóc przyrzekam.
Za szyję go pochwyciłem, całując, ale ten zaraz rzecze:
— Cicho z tem tylko, bo z braćmi moimi i ja i ty niemało jeszcze biedy mieć będziemy. Ja stąd do Wilna piszę do Heleny, aby zaraz do domu przybywała. My pojedziemy razem, reszta się złożyć musi, choćby kozłami stawali przeciw nam.
Nie wiedziałem, jak mu dziękować. Na naradach zeszła część nocy, a gdy mnie pożegnał chorąży, północ wydzwaniano u Panny Marji.
Podziękowałem Bogu za niespodziewane szczęście, jakie mnie spotkało, a nazajutrz raniusieńko poszedłem na tę intencję mszy świętej wysłuchać. Wprost potem z kościoła do gospody na Kleparz szedłem. Łatwom się dopytał o Nałęcza, bo tam, dla tych plotek o Turczynce, kupa ludzi przed gospodą stała, że jej rozpędzić nie było sposobu. Znalazłem ich oboje doma, już przybranych do kościoła. Greczynka była nie naszej piękności kobieta, to na pierwszy rzut oka widać było, ale dziwnie urodziwa. Płci takiej białości śnieżnej i takiej świeżości kwiatu wiosennego nie widziałem nigdy. Wyglądała, gdyby róża, tylko co rozwita i jeszcze rosą poranną oblana. Włos kruczej czerni, oczy wielkie, ciemne, lśniące dziwnie, a wszystka twarz tak złożona, iż defektu najmniejszego oko w niej dostrzec nie mogło. Przytem wyraz oblicza był bardzo miły i wdzięczny, cała postać nader