Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na tem rozmowa prysła, i znowu do innych przeszła rzeczy.
Wtem Parczewski, który był później nadszedł, prawi:
— A to istne dziwy z tą naszą wiedeńską potrzebą! Co człek, to historja nowa. Wystawcie sobie asaństwo, co mi dziś opowiadają. Na Kleparzu stanął wracający jakiś od wojska szlachcic, snać majętny, z wozami wielu, a zgadnijcie, co za łup osobliwy wiezie z sobą do domu.
Jak powiedział: „na Kleparzu“, uważałem, że Nałęcz drgnął i obrócił się; słowa jednak nie rzekłszy, za kufel wziął i wina popił.
Poczęli wszyscy zgadywać. Ten mówi wielbłąda, ów konia, inny strusia, małpę i t. p. Parczewski tylko ramionami rusza i uśmiecha się, aż rzecze:
— Nikt nie zgadł. Ów sobie najlepszą wybrał cząstkę, bo słudzy opowiadają, że, gdy na obóz turecki napadli, rycerz ten, ranny będąc, za obozem na wozie jechał. Stał wóz na skraju namiotów prawie opuszczony od ludzi, bo się wszyscy byli na łupież puścili. Noc już dobrze zapadła, gdy z ciemności ukazała mu się niewiasta nadzwyczajnej piękności, ubrana bogato od lam złocistych, maneli i pierścieni, a ze strachu napół żywa. Była się gdzieś skryła czasu bitwy, aż dopiero wyszła, chcąc ratować się ucieczką, a postrzegłszy, iż w ręce żołdactwa wpaść może, sama się oddała pod opiekę naszemu panu. Jak i co tam później zaszło, nie wiem; ano pewna, że ją wiozą do Polski ochrzczoną już, i że, jak słudzy mówią, ów szlachcic ma się z nią żenić.
Patrzałem na Nałęcza, który wino popijał i nie