Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do loża przykuły, bom się z nich dowiedział, że starościanka, nie mogąc dłużej opierać się naleganiom dwóch braci, pozostałych w domu, aby koniecznie za obranego przez nich szła zamąż, opuściła dom i czasowo przeniosła się na mieszkanie do klasztoru panien zakonnych Św. Franciszka w Wilnie. Nie uczyniła tego, jak zaręczała podczaszyna, w myśli tej, ażeby zostać w zakonie, ale oczekując, aby się okoliczności zmieniły i unikając nalegań a napaści takich, które jej prawie gwałtem groziły i nieznośnemi się stały.
Noga się była zrosła, choć ból jeszcze trwał i na koń siąść nie było sposobu; mogłem wszelako choć o kuli do stajni pójść codzień, aby to poczciwe zwierzę zobaczyć, któremu życie byłem winien. Gdy godzina przyszła, kiedym nawykł do stajni iść, to Pylades głowę trzymał obróconą ku drzwiom, a byle kroki posłyszał, rżał zaraz i rwał się do mnie. Ano, co mnie nalizał, co się ze mną napieścił, tegoby i pies nie potrafił. Dziwno by rozum i czucie było w tem zwierzęciu, jakoby ludzkie. Jużem od wiedeńskiej potrzeby nikomu na niego siąść nie dawał, a gdy przeprowadzić dla zdrowia musiano, brali go na powód, siadał Grześ na karego podjezdka i tak go pod tureckim dywdykiem paradnym prowadzono, jako królewskiego rumaka. Stroiłem go, jak lalkę, i wyglądał, gdyby na obrazku, a co mi zań podówczas dawali, nie do wiary; alem się śmiał tylko, bo, choćby mi wioskę kto ofiarował, nie wziąłbym. Konia sprzedać nie nowina, ale przyjacielem frymarczyć — grzech i żydowstwo.
O kuli jeszcze obszedłem kościoły krakowskie z nabożeństwem, gdziem we dwóch wota moje za-