Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z piersią nawskróś przestrzeloną i głową posiekaną, znaleźli słudzy. Zmówiłem zań Anioł Pański, nie myśląc się cieszyć, choć mi Pan Bóg w nim nieprzyjaciela wziął.
Ponieważ po spodziewanem odejściu króla z wojskami naszemi, które nazajutrz nastąpić miało, niepodobna było dłużej na obozowisku pozostać, a nie mogłem też zaraz i w drogę ruszyć, musiałem się dać przewieźć do Wiednia, dopókiby wszystko do podróży nie było gotowe, i ja też z moją raną. Przejeżdżam na wozie ono pole ogromne, zajęte przez obóz wezyrowski, tak cudownie zdobyty, a choć tędy przeszły już ręce grabieżników, jeszcze to, co pozostało, napełniało podziwieniem. Z jaką się wspaniałością i wygódkami wybrali byli Turcy na tę wojnę, wysłowić i opisać trudno: wezyrowskie namioty miastem prawie były niemałem, z ogrody, fontannami, zwierzyńcem i wszelakiej fantazji dogodzeniem. Toż baszów innych, choć mniejsze, ale wspaniałe mieszkania, seraje, w których trupy tylko kobiet znaleziono; nareszcie pospolitego żołnierza namioty rozlegały się na niezmiernej przestrzeni, tak, że brał je potem, kto chciał. A co nasi łupów, komu szczęście posłużyło, nazdobywali, nie wypowiedzieć. Byli tacy, co się zbogacili; królowi też niemałe skarby i różne osobliwości stąd przyszły, broni kosztownej, kamieniami sadzonej, rzędów, siodeł, dywdyków, opon, kobierców, namiotów, bez miary.
Ledwie się dokonała sprawa nasza, a Turcy pierzchnęli, zaraz inny wiatr począł wiać od dworu cesarskiego i Niemców, którzy się z tem nie kryli, że nas krzywem okiem widzieli, zazdrościli,