tego spodziewać nawet nie mógł. Nie chciałem zrazu oczom mym wierzyć, gdy go ujrzałem. Twarz miał pan rozpogodzoną, spokojną, ale znać było, że nie bez troski o jutro.
— Cóż ty myślisz, nieboraku, hę? — rzekł do mnie. — Płatnął cię dobrze poganin. Ale to nic, wyliżesz się, mospanie, z tego, a będziesz miał pamiątkę poczciwą i przypomnienie miłe, żeś ze mną był na tych godach. Ale ja tu długo popasywać nie myślę — dodał — ruszymy dalej. Waćpanu zaś za wojskiem wlec się, rannemu, niema poco, ani tu zostawać nie życzę. Więc zbieraj się, jeśli możesz, a siły czujesz, do domu.
Podziękowawszy za łaskę królowi, że o mnie, mizernym słudze swym, raczył nie zapominać, rzekłem, że uczynię, jak mi rozkaże. Król pomyślał nieco:
— Posyłam ja tam — rzekł — do królowej z darami; jedzie kilku posłańców. Przyczep się waszmość do nich, bo nie masz tu co robić. Doktora przyślę, żeby cię opatrzył.
Jakoż w istocie, nad wieczór przyszedł Włoch od króla, Pecorini, który moją nogę opatrywał, ranę znalazłszy nie tak straszną, ale z utraty krwi osłabienie wielkie. Przewijano mi nogę, co nie przyszło bez boleści wielkiej. Dopierom i ja sam się przypatrzył, jak mnie poczęstowano. Płatnięty byłem w udo szpetnie bardzo; szczęście, że cięcie głębokie, zaraz jakoś waląc się z konia, tak ucisnąłem, iż się rozpadłe ciało zeszło, a że rana była świeża a krew młoda, więc się spoiło to, co szabla rozpłatała. Dał mi Pecorini balsam jakiś do przykładania na ranę, kazawszy ją obmywać i patrzeć, aby czysto zawsze utrzymywana była
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/119
Ta strona została skorygowana.