Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 01.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zakład gruby, że pani mu głowę zawrócisz... Zawróć mu ją pani.
Podniosła czarne oczy i patrzała długo na starego cynika, patrzała tak że się aż zmięszał, bo w tem spojrzeniu był smutek, politowanie i potęga niezmierna.
— Głowę zawrócić? — rzekła, — O! to nie trudno, bo ona u was panowie, kręci się łatwo — ale serce wyszukać i niem owładnąć?
— Ja jestem tego przekonania, że się głowa zawraca gdy się serce opanuje... — rzekł Margocki.
— A! nie! u panów miłość wchodzi przez głowę i często do piersi trafić nie może, a szukając serca znajduje pustkę.
Zaczęła grać głośno, Margocki nie ustępował.
— Zrób pani doświadczenie na młodym człowieku... — dodał śmiejąc się, — bądź co bądź — da mu to zawsze chwilkę szczęścia lub marzenia. Więc choć spiskuję przeciw niemu, nie wiele grzeszę. Przy tem, wie pani co — medyk, młody, piękny, ma nadzieję świetnej przyszłości, jest wolny... któż wie!... mógłby... — (Zatrzymał się).
— Ożenić się? — spytała naiwnie z uśmiechem. — Czy pan sądzisz że ja tak za mąż wyjść pragnę?
Margocki począł, spuściwszy oczy, bębnić palcami po desce fortepianu. — No — alboż — nie?
— Nie — to smutna rzecz pójść za mąż. La pièce est finie, le rideau est tiré... et adieu l’espérance... Nie... nie! ja nie wyjdę za mąż. C’est triste! triste! triste!
— Nawet kochając? — spytał Margocki.
— Tem bardziej! — pokręciła główką — miłość jest