Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 64 —

— Będę się starał, — rzekł Konrad — i nie zbywa mi na ciekawości, ale mi smutno, że się do Ziemi Świętej nie dostanę.
— E! życie długie! — przerwał Zeno — nie teraz, to potem... Wyście młodzi, zresztą rok upływa szybko, szczególniej w Wenecji i w waszym wieku... na przyszłą wiosnę o morze słychać nie będzie. Tylko dałbym wam jedną dobrą radę... — dodał kapitan, ale się zawahał.
— Proszę o nią — rzekł Konrad.
— Jeśli dłużej tu pobyć macie, — zniżając głos, dodał Zeno — czy koniecznie w gospodzie przebywać musicie? Zanaro jest zapewne wśród oberżystów dobry jeszcze człowiek, ale nikt od niego z nieopróżnioną nie wyszedł kieszenią. Poczciwy, ale filut. Nie chciałbym mu krzywdy czynić, pozbawiając tak dostojnego i pożądanego gościa, jednak wolę wam niż jemu uczynić przysługę.
— Znacież gdzie lepsze miejsce? — zapytał Konrad...
— O! ja... nie, ale później, gdy się z miastem obeznacie, nad Canal Grande pełno domów pustych, a w domach rodzin zubożałych, znajdziecie łatwo do najęcia kątek i stół taniej niż u poczciwego Zanara, który przywykł trochę ze skóry odzierać.
Konrad ścisnął za rękę kapitana, uśmiechając się...
— Dostrzegłem ja to już sam, — szepnął ale obcemu w miejscu nieznanem, trudno sobie dać rady...
— To się obeznacie, — odparł kapitan — jakby się nagle pomiarkował; zresztą niepilno to jeszcze... a Zanaro was nie puści łatwo...
Gdy ojciec to mówił, twarzyczka Cazity to rumieniła się, to bladła: spodziewała się podobno innego końca rozmowy... ale ojciec surowo na nią spoglądał, i nagle przerwał...
Ciotka Anunziata wyprowadziła Cazitę na jakąś naradę, zapewne względem ryby i zaproszenia Polaka na śniadanie, aby już raz się go pozbyć, a Zeno dodał — obejrzawszy się, gdy zostali sami:
— Nie chciałem tego mówić przy córce, ale Zanara nie darmo zowią gondolierowie »il gran ladrone«; lis to szczwany, a wyście młodzi, pełno u niego pięknych twarzy, gdy takiego jak wy majętnego gościa potrzeba przytrzymać... miejcie się na baczności... Nawet córki się popsuć nie obawia... stary wyga... ale... dość...
Weszła Cazita z ciocią.
— Otóżeśmy uradziły, zawołała, na przyszły piątek będzie doskonała ryba. Pietro wcześnie ją zamówi u starego poczciwego rybaka... więc prosimy cavaliera na piątek przed południem.