Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Xiąże Janusz i przytomni, spójrzeli po sobie.
— W polu jak w polu, rzekł Zboryński, tambym ich chciał mieć, i wyzwaćby ich na rękę, niechby wyszli za Wilją — ale tu kat im da rady w téj lisiéj jamie!
— Zaprawdę trudna ich będzie dobyć, dodał Tomiło.
— Niejużci nie podobna! zawołał Xiąże — Zburzyć z lichem domostwo, wyłamać część muru i wyłomem się dostać.
— Z pozwoleniem W. X. Mości, przerwał Tomiło, niełatwo tu wyłom zrobić. Ja tam nie wojak i tych spraw niebardzo świadomy, ale niéma miéjsca zkąd burzyć mury. Ciasno w ulicach, jak w szyi do piwnicy. A wybiwszy dziurę nawet, nie łacno przez nią w środek, kiedy ze środka i z góry bronić będzie załoga.
— Ogień podłożyć i dymem podusić! zakrzyczał uderzając w stół ręką Xiąże Janusz — Może jak dym poczują, wyjdą w pole!
— Nie boją się oni ognia! rzekł Tomiło, mają go czém gasić. Ba i ogień niełatwo się