Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ozięble o obojętnych rzeczach rozprawiając, dojeżdżali do miasta, które coraz wyraźniéj się na zieloném tle łęgów nad Bużnych i siwém niebie jesienném malowało.
Xiąże Janusz jechał przy kolébce narzeczonéj swojéj, wesoły, dumny swém szczęściem, széroko wzrokiem po świecie wodząc, jakby się pytał na cztéry świata strony — Jestli kto odemnie szczęśliwszy?
— Jeszcze kilka dni, mówił do Zofji i W. X. Mość, polecisz los swój w moje ręce; o jak się będę starał, abym Waszéj nie zawiódł ufności!
Xiężna spójrzała, podziękowała uśmiéchem, nic nie powiedziała, znać co innego w myśli miała. Blada była i drżąca. Xiąże Janusz odezwał sie znowu —
— Pamiętacie Xiężno, pamiętacie, ową jesień spędzoną razem w Brzostowicy! Jak była téj podobną! Pamiętacie, jakeśmy nad pożółkłym ogródkiem Waszym płakali, jak umiataliśmy żółte liście, które codzień wiatr nanosił i niemi uliczki zasypywał! Tak samo wschodziło tam słońce, nad starym la-