Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciła z oczów kamienicę, jęła rozwijać piéniądz i rzekła do siebie.
— Cały talar! ale więcéj wart ten kawałek papiéru, niż piéniądz, bodajby był portugał. To mówiąc uwinęła papiér starannie i pociągnęła się do Radziwiłłowskiego pałacu, a doszedłszy furtki mniejszéj, która na ulicę wychodziła, weszła nią i prosto udała się ku galerji, do któréj wązkie wiodły schodki.
Śmiało i zręcznie wdrapała się na wschody zapukała do drzwi, otworzyła je i weszła. Zobaczył ją w piérwszéj izbie siedzący dworzanin i rzekł.
— Idź się rozbiérz w komorze, bo tu jest któś obcy — Coś zrobił?
— Wszystko dobrze! odpowiedziała mniemana żebraczka, kryjąc się do alkierza.
Tu zrzuciła łachmany, umyła się i wzięła męzkie suknie. Był to bowiem Tomiło Tomiłowicz, powiernik Xięcia, który tym sposobem list od Xiężnéj mu nosił. Przebrawszy się znowu wyszedł do izby i zapytał.
— Kto tu jest?
— Sprowadził tu P. Adam, jakiegoś Chod-