Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wpośrodku dziedzińców, które zalało żołdactwo, tu rozstawione kotły, rozpalone ognie, tu rzędami stoją konie przy naprędce przygotowanych żłobach. Tentent, szczęk, gwar, hałas, krzyki po całéj kamienicy, rozlegały się bezustannie. Ci szli oglądać naznaczone im na murach miejsca, inni pomagali wciągać działa, które stać miały wyżéj, tamci zdéjmowali i rozwiészali zbroje. Wódz był wszędzie, tam spójrzał, tam coś wyrzekł, tam przejechał tylko w milczeniu, rozporządził wszystkiemi, poustawiał straże, a zdawszy dopiéro pilność na Pana Mikołaja Chamca Marszałka Dworu, zsiadł z konia i udał się do Kasztellana.
Oddawna już oczekiwano go tutaj. Wojewoda Mniszech, Starosta Borysowski, Kasztellan i kilka jeszcze osób stronnictwa Katolickiego, zgromadzonych było w komnacie, któréj okna wychodziły w dziedzińce. — Ogromny ogień palił się w kominie, a na stole zastawiona była wieczerza nietknięta.
Wszyscy się ruszyli witać Starostę Żmudzkiego.