Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie drzwi się za niémi zamknęły, upadła na krzesło i płakać zaczęła rzewnie —
— A więc nigdy razem, nigdy z błogosławieństwem Bożém, nigdy nie będziem szczęśliwi! I gdyby nas kiedy nawet los zbliżył, połączył, nasze przywiązanie nie będzie miłém Bogu; każdą chwilę zatruje wyobrażenie okropne niebłogosławieństwa! — Tak, rzucili siérotę, dozwolili umiłować tego, którego wskazali jéj od lat dziecinnych za męża; a teraz — teraz powiadają, że skłonność jest grzechem, małżeństwo świętokradztwem —
I upadła na kolana, gorąco zaczęła się modlić!
Powstała potém z suchemi oczyma, spokojniéjszą twarzą i pocichu wyrzekła.
— Tak Bóg chciał, niech będzie Imie Jego błogosławione — Nie długo mi cierpiéć, pójdę do ciebie matko, któréj nie znałam, ojcze, któregom nie widziała, pójdę do was!