Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I Wy sami Xiąże Wojewodo dodał Marszałek, chłodną krwią wziąwszy na rozwagę całą rzecz przyznacie mi że dalipan, bić się niéma o co!
Wojewoda zamilkł, P. Marszałek poszedł do okna. Po chwilce popatrzywszy, ruszył się z pokoju i zawołał:
— Prawdziwéj krwi tureckiéj! prawdziwy Turek!
— Co? kto? spytał Wojewoda podnosząc się —
— Najrzałem turka, siwaka — oto tu u wrót W. X. Mości, muszę wysłać na zwiady czyj.
Wojewoda wyjrzał także oknem.
— Wasz własny, rzekł spokojnie.
— Wasz Wojewodo?
— Nie, Wasz Panie Marszałku!
— Mój! Nie mam takiego! mylicie się, ani tu, ani w mojéj stajni Dorohostajskiéj i stadninie, podobnego niéma. Są innéj maści, i innéj krwi.
— Ale to Wasz koń, dorzucił Wojewoda.
— Juścić ja to, z przeproszeniem, wiém lepiéj, że nie mój odparł, marszałek.