Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

izby, i wszedł któś wysokiéj postawy, ze szpadą u boku, ubrany po prostu, podpasany pasem rzemiennym nabijanym srébrem, w bótach wywracanych, w płaszczu ciemnym, cały osypany śniegiem.
— Już, rzekł do niego Dozorca, żadnéj izby wolnéj niéma, chyba WMość staniecie z Panem Barberjuszem.
— Wszystko mi to jedno gdzie stanę, odpowiedział z cudzoziemska przyjezdny, przywykłem często stać na dworze!
Wlepili w niego oczy wszyscy wprzódy przybyli, a P. Barberjusz posunął się ku niemu.
— Jak się macie Panie Stanisławie! Cóż to? tak prędko z podróży!
— A to wy P. Barbier! miło mi was oglądać. Nie tak że to prędko.
— Cóż was tu sprowadza?
— Co? rozkaz Pana Starosty, który mnie wyprawił, a teraz nazad pozwał dla jakiéjś potrzeby.
— A! rzekł Barberjusz, rozumiem — Waść tu po to co i my. A dalekożeś był?