Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działanie krwi! Ze łzami w oczach słuchał on młodzieńca rozprawiającego niemal słowy ojca o rodzinie Siekierzyńskich, i unosił się nad cudownem przelaniem się ducha nieboszczyka w syna. Poczem ściskał go serdecznie i odchodził pełen otuchy, że tak wielkich nadziei młodzieniec przepaść nie może, owszem prorokował mu świetne losy, do których osiągnienia, zdaniem jego, brakło tylko jakiegoś trafu, coby go popchnął na właściwą drogę.
Ten traf jednak nie przychodził! Starano się go sprowadzić i ułatwić mu robotę, ale listy pisane do dawnych rodziny koligatów z prośbą o przyjęcie Tadeuszka na dwór, o posunienie go w świecie, lub zostawały bez odpowiedzi, lub wymówki tylko i grzeczności sprowadzały. A Tadeuszek rósł tak szybko, a matki serce tak biło niepokojem o niego i przyszłość, tem niecierpliwiej, tem żywiej, że jej starość się zbliżała, że codzień słabsza, złamana, już i do kościoła wyjść nie mogła, już większą część czasu przepędzała w krześle z pobożną księgą na kolanach.
Choć i w Siekierzynku nie obfitowała w wygody życia i roskosze pani skarbnikowiczowa, przecież w porównaniu z Lublinem był to raj jeszcze, a póki żył małżonek, tyle miała w niego wiary, że jej się nigdy jutro dla siebie i dziecięcia nie zdawało strasznem. Teraz, gdy wszystko na nią spadło, a ona nic dokonać nie mogła, tylko cierpiała i bolała, gdy jeszcze nieznany nigdy na wsi niedostatek tysiąca wygódek dokuczać począł, gdy w najdrobniejszych rzeczach oszczędzać się było