Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem lamentował, a żydowi, co kupił konie, dobrze pejsów natargał... Z pieniędzy, zebranych na wyjezdnem z Siekierzynka, na pierwsze zagospodarowanie w mieście, część zaraz oderwać się musiała, a co weszło ze sprzedaży koni, taradajki lichej i rupieci mniej potrzebnych poszło na sprawienie sprzętów gospodarskich, nad których drogością podziwiała się Dorota. Inna bo to rzecz u nas, na wsi, zawołać bednarza lub cieślę i kazać mu skleić co potrzeba, inna w mieście kupić, gdzie i robota cenniejsza i drzewo się rachuje i przekupień zarobić musi...
Kilkaset złotych było całkowitym zapasem wdowy; ale Dorota, przemyślając nad tem z czego żyć będą, obejrzała zaraz ogródek i z drogości warzywa wnosząc, obrachowała, że pielęgnowanie grządek i sprzedaż jarzyn ogrodowych może im być wielką do życia pomocą. Maciej, który w przywiązaniu i chęci wspomożenia biednej pani nie ustępował Dorocie, wynalazł sobie za stajenką kawał grzędy wygnojonej dobrze i obrał ją na tytuń, postanawiając założyć fabrykę tabaki i spodziewając się na nią wielkiego pokupu, byle tylko jej skosztowano.
Sama Siekierzyńska ani myślała o zarobieniu na życie własnemi siłami, tak jej się to zdawało i niepodobnem i niestosownem; dumała tylko o wychowaniu i przyszłości dziecięcia. Wyobrażenia jej o wielkości rodu Siekierzyńskich i o obowiązkach szlachectwa tak były dziwaczne i przesadzone, jak nieboszczyka męża, od którego je miała. Na łożu