Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robi, mówiła, a juściż musi się szanować i nie ustąpić szlachetce!
Więc w tąż grając, nie ustępowała kroku pani Wichulinie, ani na procesji, ani w kościele, ani u sąsiadów, jeśli się gdzie spotkały, i choć pokorna w duszy, musiała do góry głowę nosić, dla pana małżonka.
Wśród takich okoliczności, po kilku latach pożycia, pan Bóg z wielką radością skarbnikowicza, który się lękał, by na nim dom nie wygasł, i ślubował do wszystkich cudownych obrazów o syna, któremu niedostatek tylko i troski miał przekazać — pan Bóg dał mu płci męskiej potomka,
Wielkaż to była w Siekierzynku radość! Sama pani, która się ciągle modliła, żeby jej Bóg dozwolił życzeniu męża zadość uczynić, tak była wzruszona swojem szczęściem, że je odchorowała; a skarbnikowicz latał po pustych izbach jak szalony, powtarzając sobie, portretom i stołkom: — Syn, chwała Bogu! syn! — Natychmiast postanowił, nie zważając wcale na stan kieszeni i spiżarni, nad któremi się nigdy nie zastanawiał — obchodzić hucznemi chrzcinami przyjście na świat potomka starożytnego rodu. Radby był wspaniałą ucztą na mil kilka wszystką szlachtę braci u siebie zgromadzić; ale piwnica, zapasy domowe i pusty woreczek stawały na przeszkodzie; a oddawna Siekierzyński, choć bardzo słowny i uczciwy, kredytu nie miał, bo wiedziano, że broń Boże na niego śmierci, mająteczek na długi nie starczy. Nie wstrzymało go to jednak od przyborów wielkich i zapraszania wszystkich znajomych.