Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ofiarować od siebie pannie Izabeli. Na twarzy jego malowała się radość i uspokojenie, a wchodząc do znajomej salki zaleskiego dworu, tak był wypogodzonego oblicza i roztargniony, że nie postrzegł, iż chmurniej jego daleko niż zazwyczaj i z pewnem zakłopotaniem przyjęto. Deputat wprawdzie ujął go za rękę serdecznie, ale na długi komplement, pełen aluzji, odpowiedział sucho, krótko i ogólnie; deputatowa zaś, zagryzając wargi, dostojeństwa swego i godności pełna, ledwie raczyła kiwnąć mu głową i odwróciła się do okna. Panna Izabela nie ukazała się i krzesełko jej pozostało próżnem.
Przyzwoity czas dawszy na przygotowanie i spoczynek, na zebranie myśli, pan Kornikowski wystąpił wreszcie z oracją swatowską; zdumiało go, że słuchano jej w głuchem a chłodnem milczeniu, a gdy skończył i pokłonił się, w rzeczach domu tyczących się, panująca i decydująca pani deputatowa, lekko pochyliwszy głowę, odezwała się dyktatorsko:
— Gdyśmy w dom nasz JMPanu Siekierzyńskiemu, prowadzonemu przez waćpana dobrodzieja, uczęszczać dozwolili w celu starania się o względy nasze i córki, nie było to wszakże żadnem z naszej strony zapewnieniem sukcesu tych starań.
— Tak! sukcesu tych starań! — powtórzył wedle zwyczaju deputat, który w domowych sprawach żonie potakiwał.
— Aniśmy myśleli czynić dla widoków naszych najmniejszej wiolencji afektom i skłonności córki naszej.