Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przewlókł się podobny wczorajszemu wieczorowi, wydając się wiekiem. Stolnik im tężej się nudził, tem więcej się unosił, żeby Tadeusz tego nie poznał, powtarzając co chwila: — Opalińska! mości dzieju! Opalińska! — Trzeciego dnia zaproszeni, by odwiedzali Zalesie, wyrwali się przecie, odetchnęli i odjechali. Długo milczeli w drodze, aż stolnik wreszcie niepokojącą go przerwał ciszę słowy: — A cóż, panie Tadeuszu? nieprawdaż? dom poważny, zacny, godny, jakich mało. Ojciec statysta i polityk, matka istna rzymska matrona, córka pełna pudoru i skromności niewieściej, słowem hoc erat in votis! znaleźliśmy czego żądali! — Pan Tadeusz słabo odparł Kornikowskiemu, nie unosząc się zbytniemi pochwałami.
— Ani słowa — rzekł — dom bardzo szanowny, ludzie zacni...
— Deputat trochę zanadto mówi o rozgraniczeniach, w których komisarzował — rzekł stolnik, śmiejąc się — ale cóż to szkodzi?
— Zapewne! — obojętnie odpowiedział Tadeusz.
— Matka trochę za serjo i za poważna, godziłoby się też kiedyś i roześmiać.
— Tak, toby nie zaszkodziło.
— Córka ma minkę trusi, ale tem lepiej.
— Dlaczego, panie stolniku? — zagadł Siekierzyński.
— Pytasz mnie asindzi dlaczego? dlatego, że skromność jest kwiatem młodości, flos juventutis pudicitia.
— Szkoda, że tak mało ma życia, mowy i ruchu.