Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej z Francuzem i pannę kasztelankę. Gospodarz gości przy sobie umieściwszy, zasiadł, półgębkiem ich zaprezentowawszy. Wojewodzina, Francuz i kasztelanka, bardzo żywo rozmawiali z sobą po francusku, wojewoda z gośćmi po polsku: z rozmowy pierwszych najmniej baczny postrzegacz doszedłby, że żartowano sobie z przybyłych, na których padały wejrzenia ze śmiechami tem przykrzejszemi, że im towarzyszyła mowa obca i niezrozumiała.
Kasztelanka, na którą pan Kornikowski wlepił baczne wejrzenie, wskazując ją Tadeuszowi, była wcale niepowabną postacią. Lat jej trudno było odgadnąć, bo są istoty co nie mają młodości i nie starzeją, a do nich właśnie należała panna kasztelanka: śniada, sucha, nie ładna, nie brzydka, z wyrazem złośliwego szyderstwa na twarzyczce wykrzywionej, nieco ułomna, bo jedno ramię miała niższe, minę okazywała pańską, dumną i zgóry poglądała na wszystkich. Tadeusz odrazu uczuł, że nie było tu ani przystępu, że naraziłby się na śmieszność, jeśliby się ku niej posunął. Stolnik zdawał się być innego zdania i wpatrywał się w nią bacznie. Obiad zeszedł na dwóch rozmowach oddzielnych, a goście wstali głodni, bo był źle zgotowany i z dziwnych potraw i przypraw się składał. Sam wojewoda nalewał z butelki jednej wino sobie i Francuzowi, z drugiej kwaśny jakiś octowaty napój gościom. Przecież się skończył, wstali, a wojewodzina zaraz się usunęła do swoich pokojów, gospodarz, ziewając, powiódł panów braci do sali. Nie długo tu zabawiwszy, postrzegłszy, że zaczyna