Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

córki wielkiego zubożałego domu, który się zbytecznie rozrodziwszy, siedm kobiet rozposażył między zamożną starą szlachtą.
Dwór wojewody na wsi był z pańska, z cudzoziemska a skąpo utrzymywany, bo miasto kosztowało wiele, więcej jeszcze duma, a majątek z Sapiehami, Potockimi, Czartoryskimi walczyć nie dozwalał, choć się bardzo tego chciało. Na wsi więc oszczędzano, aby w stolicy choć trochę błysnąć, choć krótko; ale i ta oszczędność musiała mieć fizjognomię pańską; ludzi kręciło się dużo choć nie obficie karmionych i czasem odartych, koni było wiele, choć chudych, dom ogromny zwał się pałacem, bo miał pałacową bramę. Wojewoda z miną protektorską przyjmował brać szlachtę, zapraszał ją na z kiepska po francusku warzone obiadki i utrzymywał, że się na kuchni nie poznają, bo im dawał figatele, których w życiu nie jedli. Szlachta w istocie nie mogąc często przełknąć wojewódzińskich przysmaków, składała to na swoje przywyknienie do kaszy, pierogów i kapusty, w prostocie ducha myśląc, że to co się jej zdawało niesmacznem, mogło być tylko nowem.
Marszałek dworu oznajmił JW. panu o przybyciu stolnika nurskiego z panem Siekierzyńskim, była to pora przedobiadowa, wojewoda chodził po gabinecie, czytając gazetę i ziewając szeroko.
— Prosić — rzekł — prosić do sali.
Stolnik o kiju, ale strojny jak na wesele cum debita humilitate z czapeczką pod pachą, poprawiając kontusza i gładząc łysinę, wszedł do owej sali.