Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wielce mi to zaszczytno i sercu mojemu drogo, że mogę tak godnego imienia panu a bratu stanąć w pomoc i ofiarować rękę i głowę contra inimicos; przysłany w to miejsce przez zacnego Adama Pancerzyńskiego, stoję z gorącą aspiracją, by być użytecznym omni modo; a jeśli jest szklaneczka, tobym o miód prosił.
Musiała się znaleźć szklanka i grzeczny Urban, zawadja Filoktet, milczący i pokorny Józafat wespół z Atanazym zasiedli przepijać za zdrowie Siekierzyńskiego, wkrótce postrzegając unanime, że zdałaby się i przekąska. Podano przekąskę, okazała się słona, ponowiono miód i noc nadeszła, a jeszcze panowie bracia za stołem gwarzyli, najwięcej o Wichułach i o sobie. Jeden pan Węgiel milczał, ze złożonemi rękoma i spuszczoną głową siedział, ale kolei pilnował sumiennie i nie dawał o sobie zapomnieć. Tadeusz mało się do rozmowy mieszał, ale słuchał uważnie i dowiedział wiele o okolicy i stosunkach, które dotąd były mu obce.
Rano po śniadaniu, do którego i przymawiać się nie było potrzeba, szlachta miała jecbać z panem Tadeuszem do Czerczyc, ale oprócz Węgla, który kroku nie zrobił ze stancji, i grzecznego Urbana, co już Tadeusza nie odstępował, Filoktet, pożyczywszy talara, wyskoczył na półgodziny do przyjaciela, a Atanazy poszedł umizgać się do szynkarki zprzeciwka i nie powrócili aż ku południowi. Dwaj pierwsi wsiedli na koń, Filoktet miał ich dognać, a Bajdurkiewicz przyczepił się na bryczce,