Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

caturam i zaparł sam swego szlacheckiego klejnotu, swej dostojności nobilis poloni!... Ha! płakać potrzeba i radować, siadaj waść i mów mi, co myślisz z sobą?
Tadeusz usiadł, pocichu ocierając pot z czoła.
— Więc myślisz dopominać się Siekierzynka? — spytał pan Piotr.
— Nietylko myślę, ale mogę, muszę i odbiorę go — rzekł stanowczo Tadeusz, — prawa moje są najczystsze i najjaśniejsze, papiery wszystkie w gotowości.
— A kogoż myślisz waść użyć do procesu? pamiętaj, że lat kilkadziesiąt upłynęło od czasu jakeście się stąd wynieśli, Wichułowie porobili sobie stosunki i przyjaciół: wy ich nigdy wielkich nie mieliście, nikt, chyba jaki causidicus i causiperda odarty, nie podejmie się twojej sprawy.
— Mniejsza o to! — przerwał Tadeusz — ja sam bronić jej będę, jestem gotów.
Paratus! co? a gdzieżeście się tak ku temu przysposobili, w sklepie Falkowicza? hę? Ale cicho! sza! Tu nieraz przyjdzie ore tenus i stante pede długi głos powiedzieć, czujesz-że się na siłach?
— Na wszystko to jestem zupełnie gotów i asygnuje Wichułów do komportacji dokumentów i osobistej komparacji.
— Daj-że Boże szczęście — pocierając czoło, mówił powoli stolnik, — a dalej cóż myślicie?
— Dalej, odebrawszy Siekierzynek, siadam gospodarzyć jak inni, ożenię się i...
Stolnik ciągle głową potrząsał chmurny, niedo-