Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przebudzony zaledwie miał czas przetrzeć oczy, gdy mu oznajmiono, że brygadjer z synem odjechał, że córka wyjechała, że Alfred w nocy z Eustachym do domu powrócił.
— Wiem o tem — rzekł zimno służącemu.
Wstał w najgorszym humorze, gdy rządca pospieszył oznajmić, że dyspozycja względem Ostapa nie mogła być spełniona z powodu jego wyjazdu. Kazał pójść precz panu rządcy.
— JW. graf każe ścigać?
— Nie mięszaj się waćpan do tego!
Znowu sam pozostał; a wiedzieć potrzeba, że nic go tak nie dręczyło jak samotność. Czytać nie lubił, interesami z obowiązku tylko się zajmował, towarzystwo było mu nieodbicie potrzebnem; zostawiony sam sobie, z niecierpliwości przechodził w rozdrażnienie, kończące się bezsilnem osłupieniem. Cały dzień próbował najrozmaitszych zajęć, ale napróżno — nic mu nie szło, a co gorsza, nic go prawdziwie zająć nie potrafiło.
Alfred tegoż dnia pojechał do Surowa; namawiał on, ale napróżno Eustachego, aby z nim jechał.
Pierwszem pytaniem Misi zaledwie postrzegła brata:
— A Eustachy?
— Nie chciał jechać.
Pani Krystyna przyjęła Alfreda najczulej; zarzucono go tysiącem pytań, nie dano mu odetchnąć. Musiał im opowiadać swoje podróże, przygody i opisywać Eustachego, którego byli ciekawi. Jak każda rzecz niezwyczajna, los sieroty zajmował wszystkich. Pani Krystyna w imię swych zasad brała go w protekcją, Misia zaś tak gorąco, tak żywo mówiła o nim, tak nieustannie naprowadzała rozmowę na ten przedmiot, że w końcu Alfred pierwszy począł z tego żartować.
Michalina zarumieniła się i zmięszała.
— A! a! — zawołała starsza gospodyni domu polegając od śmiechu — a! mój brat! mój brat skonałby, zdrętwiał, rozum postradał, gdyby mu to na myśl przyjść mogło. Wystawcie sobie! Mais c’est une enormité!