Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mostu. Razem potem, idąc zwolna pustym gościńcem puściliśmy się do Zaborola.
Stary długo wpatrywał się tylko we mnie, nie mówiąc nic prawie. Wierzył widać więcéj swym oczom niż temu, co miał usłyszeć ode mnie.
Zacząłem go rozpytywać o nich.
Nie dał się badać.
— Najprzód-no, mówcie, paneczku mój o sobie. A! Bóg świadek, marłem z niepokoju. Nie poznał was nikt? co myślicie robić? z czego żyć?
Począłem go uspokajać. Nie taiłem jednak tego, że się z Petrowiczem spotkałem i że stary choć mówił, iż wcale nie jestem do pana Karola nieboszczyka podobny, przypominam mu jego.
Zafrasował się Jakób mocno.
Opowiedziałem potem, że spotkałem stryja, ale o tego żadnéj nie było obawy.
— Wszystko to nic — odezwał się Jakób — ja się jednego tylko boję, to żebyś paneczku nie zszedł się gdzie z panem Bolesławem...
— Alboż Bolesław powrócił z wygnania? — odparłem mocno ździwiony. Mieszka tu? gdzie?
Z Bolkiem tym jednolatki, poprzyjaźnieni jak bracia, jednych przekonań, równych doznaliśmy losów. Miałem go za straconego.